niedziela, 21 lutego 2016

Equestrian + "artist photos"

******

Za każdym razem, gdy przychodzę na trening, nastawiam się psychicznie, bo wiem, że poznam coś zupełnie nowego. Nieważne, czy to trening tenisa, siatkówki, rysowania węglem, pastelą, czy też lekcja jazdy konnej - zawsze dochodzi coś, co trzeba przemyśleć. Ten ostatni trening jest dla mnie z wiadomych powodów szczególnie ważny i to właśnie z niego wynoszę najwięcej wniosków. 

- Koń to nie tir, wodze nie są kierownicą. Nie przekładaj ich przez szyję, trzymaj szeroko, przy biodrach. Ty masz wskazać drogę, nie kierować pojazdem. 

- Nie skupiaj się na tym, że siedzisz na koniu. Nie myśl o tym. Skup się na tym, żeby jechać po śledzie. Jak masz zagalopować, nie myśl o tym - po prostu to zrób. 

- To jest taka maszyna - koń i jeździec. Ty jesteś mózgiem, koń silnikiem. 

- Musisz ją wyczuć. Każdy koń potrzebuje czego innego. Na jednego trzeba się zdenerwować częściej, a w tym przypadku musisz się wyluzować, wyciszyć. Lepiej odpuścić niż szarpać się z nią. 

- Pamiętaj - gumowa ręka. Jak koń opuszcza głowę w dół, wyprostuj rękę, jak cofa - ponownie zrób półparadę. 

- Jak spadniesz - trudno - będziemy cię zbierać. 

- Nie patrz na przeszkodę - patrz w przestrzeń za nią (w tamtym wypadku akurat na Siwego). I daj trochę tempa w tym kłusie! 

- Nie rób takiej skupionej miny! Rozluźnij twarz (i biodro przy okazji).

Moja trenerka mówi mi tego typu rzeczy na każdym treningu. Dzięki niej uczę się wszystkiego - od trzymania stóp przy koniu aż po dłonie z wodzami. Ciągle uświadamiam sobie, jak mało wiem i ile jeszcze muszę zobaczyć, ile jeszcze muszę zrobić. Jestem niezmiernie wdzięczna za to, co miałam okazję przeżyć - jeździłam w siodle wszechstronnym i bezterlicowym, na oklep, na ogłowiu z wędzidłem, na cordeo, kantarze sznurkowym... Lonżowałam konie, dawałam im siano, marchewki, cukierki.. Spędziłam z nimi mnóstwo czasu - na "mizianiu", przytulaniu, ale też w terenie, na padoku, przy przyczepie, raz nawet na zawodach!! A jeżdżę dopiero koło 1,5 roku! Skoczyłam raz 1,05 m, cwałowałam, jeździłam galopem po plaży, kłusowałam i galopowałam na oklep, ba, ja nawet skoczyłam na oklep! To może wydawać się banalne, ale dla mnie to największe szczęście, największa duma. Jestem tak szczęśliwa, że nie potrafię tego wyrazić. 

Najbardziej cieszę się z tego, że poznałam taką SUPER-DUPER trenerkę i SUPER-DUPER konie - Pochodnię, Siwego, Czarfa, Zulę, Bostona, Bucefała, a także Tenora, Lalę, Brooklyna, Łatę i wiele, wiele innych.. 
Z drugiej strony nie ważne, ile koni bym poznała, na pierwszym miejscu zawsze będzie Ona - Pochodnia. Jak taka pierwsza miłość - zawsze będę o niej pamiętała - o jej charakterze, humorach, baranach, dotyku jej chrap, zapachu, kształcie jej grzbietu. Nie zapomnę. 

Dziękuję, że w tej całej przygodzie poznałam tylu ludzi i koni, którzy pokazali mi, jak wspaniały jest świat, do którego należę. Świat jeździectwa. 


******

Rozpisałam się, dlatego niestety muszę już kończyć notkę. Zostawiam Was z sesją artystyczną SBH Phoenixa, na koniec kolaż z przemalowaną przeze mnie pastelami płaskorzeźbą spaniel i zdjęcie gratisów z La Rosita Stable (jeszcze raz dziękuję, są piękne). 













PS. Wybieram się na Cavaliadę w Warszawie 28 lutego i biorę aparat :)


Pozdrawiam! 




M.


11 komentarzy:

  1. Fajnie Ci. Ja jeżdżę trzy lata z kawałkiem, a nie skakałam jeszcze nawet parkuru -'-. Moja najwyższa przeszkoda to dwudziestka. Wrr.
    Tak samo z oklepem: NIGDY NIE JEZDZILAM NA OKLEP :'/. Chyba się przyniosę fo innej stajni...
    Na fotki z Cavalliady niecierpliwie czekam! :D
    Spaniel ladny, zdjęcia też okej ;).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jak zmienisz stajnię, wiele się może zmienić. Nie przejmuj się - wszystko jest jeszcze przed nami. Jak bardzo się uprzesz, że chcesz zrobić coś więcej - zrobisz to.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Fajnie, że masz taką trenerkę. Ja jeździłam w szkółce przez ponad dwa lata i moim największym osiągnięciem jest przeszkoda 60 cm. Teraz dałam sobie z tą stajnią spokój. Nauczyłam się na tyle żeby poradzić sobie w domu z moim kucem. Ostatnio zaczęliśmy trenować natural pod okiem znajomego, który wykorzystuje te metody od wielu lat. Niesamowite jakie konie są mądre! W końcu zaczynam traktować mojego kuca jako partnera, który nie "musi" tylko "może". Życzę Ci wielu sukcesów. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, moja trenerka jest niesamowita, potrafi mnie naprawdę zmotywować.
      Życzę powodzenia z kucem (po cichu też liczę na własnego konia za jakiś czas, póki co pracuję z Pochodnią i Siwym). Pozdrawiam

      Usuń
  3. Masz super trenerkę. Niestety ja mimo ze jeźdze 7 lat nie doświadczyłam tyle co ty. Może by sie i tak stało ale musiałam zmienić stajnię, bo wybudowali jakaś drogę i nie było dojazdu ani czasu na jazdę w starej. Jeżdzę teraz w niby takiej renomowanej stadninie, znanej na całym Podkarpaciu, a tak serio to gowno prawda. Nie poprawił mi sie dosiad, a nawet pogorszył nie radzę sobie z niektórymi problemami, a żeby jeździć lepiej musiałabym się podlizywać mojej trenerce. Taka prawda. Wszystkie dziewczyny z tej stadniny, ktore jeżdżą na zawody i jakoś umieją się utrzymać w siodle tylko podlizywali sie instruktorce, a ja tak nie umiem. Bardzo chciałabym zmienić stajnię no ale... Ehh ciesz się swoją trenerką póki ją masz
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę Ci powodzenia z nauką w Twojej stajni. Mam nadzieję, że znajdziesz lepszy kontakt ze swoją instruktorką.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  4. Zazdroszczę osobom, które mają możliwość poznania tej pięknej strony jeździectwa... mi się widocznie nie poszczęściło. Owszem na początku te 6 lat temu w końcu sie udało... byłam ambitna, więc szybko mnie pani puściła z lonży i niedługo po tym galopowałam już po ujeżdżalni, a nawet skakałam... marzyłam o obozie, odkładałam każdy grosz na to marzenie. No i po nim trafiło się tylko rozczarowanie. Ale nie końmi, a ludźmi, którzy oceniali cię nie po pasji, a po ciuchach, po latach w jeżdżeniu, nie umiejętnościach i zapale do ich polepszenia, po tym ile rodzice mają kasy, by cie wozić do stajni i płacić za lekcje. A trenerzy? Tylko wrzask, zamiast pokazać co robię źle i nauczyć, czułam się jakbym miała od razu to umieć tak jak inni co jeżdżą parę lat. Jedyne co zapamiętałam to strach przed swoimi błędami... Po tym czasie zmieniłam stadninę. Poznałam cudowną wymagającą kobyłę. Niestety przez rok mimo regularnej jazdy czułam, że ładuje kase, a ciągle stoję w miejscu. Bo po co uczyć kogoś więcej jak można pobierać kasę i niczego nie uczyć ponad stępo-kłusa (tak... o galopach mogłam zapomnieć). Długa przerwa, znów zmiana stajni i znowu to samo... stanie w miejscu na stępo-kłusie... wyjazd na obóz do innej stajni... i znowu tylko płacz, smutek i żal straconych oszczędności, które odkładałam bardzo długo by pojechać na ten przeklęty obóz... spadłam z konia to zamiast mnie zbierać (trzask kostki słyszałam wyraźnie) trenerka martwiła sie, że jak wejde na konia to jej ubrudze siodło (bo był deszcz, a mnie koń wrzucił w samo błoto). Minęło 3 lata... czyli jesteśmy w dniu dzisiejszym... ostatnia nadzieja leży w jednej stadninie... malutkiej, bo w dużych ośrodkach czuję się nieswojo... jeśli się nie uda z tą... wniosek będzie jeden... nie jest to dla mnie. Chyba, że kiedyś znajdę kogoś kto pokaże mi prawdziwą pasje i będzie umiał mnie nauczyć przez motywację, nie przez krzyk i stwierdzanie, że jak nie mam ochoty jeździć to mam zsiąść z konia i sobie iść (typowy obozowy tekst, gdy coś mi po prostu nie wychodziło).

    Trzymaj trenerkę i stajnię przy sobie jak najdłużej. Bo trafiło ci się wielkie szczęście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, widzę, że widocznie mi się po prostu poszczęściło.
      Marzyłam o jeździe konnej od małego, jednak nie byłam w stanie zrealizować marzenia ze względu na rodziców i moją własną niedojrzalość. Dopiero półtora roku temu się obudziłam. Los chciał, że tata znalazł mi małą stajnię niedaleko domu. I tak się wszystko zaczęło. Przyjaźń z końmi, poznawanie wszystkiego od podstaw... A przede wszystkim zyskałam nową, bardzo wartościową osobę w moim życiu - właśnie moją trenerkę. Zaprzyjaźniłam się z nią i jestem niezmiernie wdzięczna, że udało mi się z nią spotkać. Podziwiam też i szanuję jej rodziców - wspaniali ludzie w 100 procentach zaangażowani w konie i wszystko, co z nimi związane.
      Carmen, życzę Ci żebyś i Ty znalazła tą wymarzoną stajnię i tych wymarzonych ludzi. W pełni zasługujesz, żeby w końcu znaleźć się we właściwym miejscu, z prawdziwymi pasjonatami jeździectwa. Może właśnie ta mała stajnia okaże się strzałem w 10? Wierzę, że w końcu Ci się uda :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Tyle dokonań w takim czasie? Podziwiam :) Ja jeżdżę ok 8 lat a skakałam tylko kilka razy... w tym roku skoczyłam (z zrzutką ale co tam) jakoś 60-70 cm co było moją najwyższą przeszkodą :') na cordeo, halterze i innych stworaz nie posiadających wędzidła na razie mogę zapomnieć bo konie na których jeżdżę są ,,zbyt ciężkie do opanowania,,... ale wakacje się zbliżają więc kto wie...
    Zdjęcia cudowne!
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń